Trzeba przyznać, że na sam koncert trafiłem na sporym farcie. Od początku niesamowicie długo się zbierałem, żeby kupić bilet, aż dwa tygodnie przed koncertem na stronie bileterii zobaczyłem komunikat "wyprzedane". Natomiast dwa dni przed występem kliknąłem jeszcze raz i udało się dorwać ostatnią sztukę, z której ktoś musiał w ostatniej chwili zrezygnować. Z tego miejsca chciałem podziękować KOMUŚ, że zmieniły mu się plany.
Ursynowskie Centrum Kultury "Alternatywy" znajduje się tuż obok stacji metra - i choć sam dojazd się trochę wydłużył z powodu zamkniętej stacji "Imielin", to podróż odbyła się całkiem sprawnie. Sama sala, jak już wspomniałem kameralna na ok. 300 miejsc. Scena przystrojona resztkami dekoracji ze Spodka, czyli sztuczną trawą i dyskotekowymi kulami. Zespół wystąpił jako trio - Matylda/Łukasiewicz plus Kajetan Pietrzak za bębnami - dodatkowe instrumenty zostały zastąpione przez sample puszczane z taśmy.
Występ zaczął się od "Myszki", która nie znalazła się na debiutanckiej płycie "Matka", ale gdzieś w internetach można się doczytać, że jest szykowana na drugi krążek zespołu. Po "Trzymaj Moją Głowę Nad Wodą", głos zabrała Matylda Damięcka, której zebrało się na gadkę o tolerancji oraz wspominki z młodości, gdy mieszkała na Ursynowie i chodziła do pierwszego w Warszawie Multikina tuż obok budynku w którym odbywał się koncert. Warto dodać, że tego Multikina już nie ma, idąc na przystanek można zobaczyć ostatnią fazę rozbiórki, a w tym miejscu powstanie oczywiście jakiś wieżowiec - ot warszawska patologia deweloperska w praktyce. Ursynowski multipleks, obok również już nieistniejącego kina Moskwa to również dla mnie pierwszy kontakt z kinematografią na wielkim ekranie, a bodajże "GoldenEye" był pierwszym obejrzanym w kinie filmem. Tyle wspomnień, wracamy do koncertu.
Następne w secie "Sepleń", tak jak w Katowicach pół roku wcześniej, przykuwało uwagę wijącą się na scenie Matyldą. Potem "Kochanka", której też nie było na debiutanckim albumie, a warto by ją jednak uwiecznić ze względu na dosyć ciekawą warstwę tekstową. I oczywiście mój ulubiony "Taki Pan" z pulsującym rytmem. Ten numer udało mi się nagrać, choć nie bez przeszkód, bo starsza pani z krzesełka obok zwróciła mi uwagę, że razi ją światło z mojego telefonu. Jakoś walące po oczach, punktowe światła ze sceny jej nie przeszkadzały - hipokryzja nie zna granic. Z kolei po "Czułym Barbarzyńcy" Radek Łukasiewicz chwilę się rozgadał na temat znaczenia tego utworu i równocześnie przywołał interpretację swojego kolegi z sali.
Po drodze na swoje solo perkusyjne zasłużył wspomniany już Kajetan Pietrzak, który jak się okazało w tym samym budynku udziela lekcji gry na bębnach. Potem zespół zagrał kolejne utwory z debiutanckiej płyty - tytułowa "Matka" (tym razem bez plejady gości), taneczny "Kastet" (po którym nastąpiło wymuszone przez artystów powstanie publiczności z tyłków, które trwało już do końca) i na koniec "Nudny Rok", który wyraża moją wolę po niezwykle intensywnych zawodowo i prywatnie 12 miesiącach:
"pytasz czego chcę naprawdę
chcę nudnego roku
chwilę postać z boku
w końcu móc rozluźnić gardę
rozejść się z okopów
zgodzić się na pokój"
Na bisy, najpierw cover Gawlińskiego "Nie Stało Się Nic" w spowolnionej wersji oraz powtórnie zagrane "Matka" i "Trzymaj Moją Głowę Nad Wodą", ale w trochę zmienionych w porównaniu do początku koncertu aranżacjach. Uzbierało się tego repertuaru na ponad 1,5 godziny. Można było się rozejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz