Kolejny koncert z tych na których nie mogło mnie zabraknąć. Hmm, chociaż w sumie mam mieszane uczucia co do całego tego wydarzenia. Bywałem już na lepszych muzycznie koncertach (np. Stonesi), natomiast muszę powiedzieć, że energia i hałas od AC/DC to było coś czego dotychczas nie widziałem. Ale od początku.
Zaczęło się nie najlepiej bo najpierw nie popisało się miasto i specjalnie podstawione autobusy koncertowe wpuścili w największe korki w Warszawie przez co droga z Placu Bankowego na Bemowo zajęła mi 1,5 godziny. Potem organizator - firma Live Nation - nie umiał sobie poradzić z rozładowaniem tłumu i nie zapewnił żadnej informacji o drodze powrotnej przez co kilkadziesiąt tysięcy ludzi miotało się po Bemowie bez ładu i składu szukając komunikacji. No ale najważniejszy tego dnia był występ Kangurów więc takie moje narzekanie jest po to, żeby ktoś wyciągnął z tego wnioski na przyszłość.
Jako support wystąpił Dżem i wypadł całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że dysponował może 40% nagłośnienia AC/DC. Miałem wrażenie, że ludzie zareagowali bardzo pozytywnie, większość śpiewała razem z nimi. Dżem zagrał równo godzinę - w tym czasie prezentując swoje największe hity ("Wehikuł Czasu", "Whisky", "Do Kołyski") przeplatane z nowymi piosenkami ("Żyj mały żyj", "Strach", "Jesteś Nie Dla Mnie"). Jurek Styczyński popisywał się solówkami jakby chciał wyzwać Angusa na pojedynek :) Gorzej, że obsługa techniczna AC/DC i s-ki robiła jakieś próby dźwięku podczas ich występu co na pewno Dżemowi nie pomogło bo były to jakieś takie pojedyncze pierdnięcia nie pomagające w odbiorze koncertu. Mogli z tym zaczekać do przerwy.
AC/DC wyszli równo o 21 no i co tu dużo gadać - to było pierdolnięcie. Tak głośnego zespołu to ja nie słyszałem w swoim życiu (czytając komentarze na necie można zauważyć, że doskonale było ich słychać nawet 10-12 km od lotniska). Akurat ja nie narzekam na nagłośnienie, bo stałem trochę z boku (ludzie na środku narzekali, że dźwięk się rozmijał z obu głośników) przez co nie widziałem części sceny, którą zasłaniał słup z oświetleniem - natomiast dźwięk był w porządku. Chłopaki zaczęli od "Rock And Roll Train" z fajerwerkami i wjazdem lokomotywy na scenę. Fatalnie ustawione telebimy po bokach sceny, bo pod kątem, przez co widoczność tego co pokazywali była kiepska. Scena też za nisko, bo rzadko było widać zespół jak nie chodzili po środkowym podeście.
Potem świetne "Hell Ain't A Bad Place To Be" i "Back In Black". Australijska lokomotywa nie zwalniała nawet na moment - ale jak się nie ma żadnej ballady w repertuarze to jak zwolnić?
Po ostrym początku miałem wrażenie, że tempo trochę siadło i rozkręcili się dopiero przy "The Jack", gdzie pokazywali laski na telebimach, co spowodowało, że publiczność zaczęła reagować z większą energią na to co na scenie. Potem był striptiz Angusa zakończony pokazaniem napisu AC/DC na jego gatkach. Kangury podobnie jak wcześniej Dżem, grały na zmianę największe klasyki ("Dirty Deeds ...", "Thunderstruck") z nowościami z promowanej płyty "Black Ice", z której zabrzmiało m.in. "Big Jack", "Black Ice" i "War Machine". Nie mogło oczywiście zabraknąć momentów charakterystycznych dla AC/DC i gadżetów z których grupa jest znana od lat. Obok majtek, Angus miał na sobie oczywiście mundurek szkolny a po scenie spacerował "kaczym chodem", który zapożyczył od Chucka Berry'ego kilkadziesiąt lat temu i opanował go do perfekcji. Podczas "Hells Bells" pojawił się dzwon opuszczony na linie z dachu sceny i Brian po chwili wprawił go w ruch. Szaleństwo przy "T.N.T." ze skandowaniem "Oi ! Oi !". Podczas "Whole Lotta Rosie", pojawiła się słynna nadmuchiwana lalka Rosie, ogromnych rozmiarów (zasiadła na lokomotywie), której w całości nie zobaczyłem przez ten słup cholerny, ale wyszło super. Na koniec podstawowej części perełka - "Let There Be Rock" z 10 minutową solówką Angusa na podeście, podczas której założył białą czapeczkę rzuconą z publiczności.
Przed bisami - tragedia. Jakby uzależniali wyjście na scenę od tego jak głośno domaga się tego publika, to wczoraj by się chyba już pakowali do samolotu. W tej jednej chwili wyszło ile "niekumatych" osób przychodzi na takie masowe koncerty. No ale wyszli na "Highway To Hell" i "For Those About To Rock" (wystrzały z armat) i zakończyli fajerwerkami równo po 2 godzinach.
Zespół w formie, szczególnie Angus, który szalał po całej scenie. Jednak zdecydowanie za rzadko wychodzili na środkowy podest, mogliby wtedy złapać większy kontakt z publicznością. Niby Brian coś zachęcał ale dużo ludzi nie reagowało entuzjastycznie - przyszli obejrzeć i potem wnukom opowiadać. Fajna scena, dużo bajerów (z takich mniej oczywistych to przezroczysty podest i ujęcia Angusa w "kaczym chodzie" spod sceny na telebimie).
Teraz kilka minusów. Poza fatalną widocznością z mojego miejsca, na filmikach widać że ten GoldenCircle był wypełniony może w 60 % więc po cholerę było robić go takim dużym ? Dwa to ilość pijanych osób przerażająca, u większości poziom agresji w stosunku do innych szczególnie wysoki. Dla mnie to jeszcze jeden powód do tego, żeby w Polsce zakazać na imprezach masowych sprzedaży alkoholu, bo to nikomu na zdrowie nie wychodzi (tu pije do UEFA, która chce to koniecznie na Euro 2012 wprowadzić). Chociaż niektórzy byli spoko, jak np. koleś który w punkcie z Colą domagał się głośno kiełbaski z grilla i nie chciał odpuścić. Po trzecie to komunikacja miejska, o której już wspominałem. Zorganizowana fatalnie, szczególnie w drodze powrotnej, żeby się dostać do autobusu trzeba było iść z buta 1,5 km. Poza tym jak dla mnie 60 tys. ludzi to za dużo. Niech powstają te stadiony, bo to co się dzieje na Bemowie wygląda na jakiś dziki spęd, żeby tylko firma Livenation mogła sobie zarobić.
Generalnie było OK, widziałem legendę na żywo, prawdopodobnie po raz ostatni w Polsce. Ale zawsze mogłoby być lepiej. Kawał świetnego rock and rolla, ale muzycznie AC/DC są jednak bardzo jednostronni. Tylko co z tego skoro bawiłem się zajebiście :D
Setlista:
01. Rock N' Roll Train
02. Hell Ain't A Bad Place To Be
03. Back In Black
04. Big Jack
05. Dirty Deeds Done Dirt Cheap
06. Shot Down In Flames
07. Thunderstruck
08. Black Ice
09. The Jack
10. Hells Bells
11. Shoot To Thrill
12. War Machine
13. High Voltage
14. You Shook Me All Night Long
15. T.N.T.
16. Whole Lotta Rosie
17. Le There Be Rock
Bisy:
18. Highway To Hell
19. For Those About To Rock We Salute You
Skład:
Brian Johnson - wokal
Angus Young - gitara prowadząca
Malcolm Young - gitara rytmiczna
Cliff Williams - gitara basowa
Phil Rudd - perkusja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz