poniedziałek, 13 stycznia 2025

[Z Archiwum AS-a] Slash feat. Myles Kennedy and the Conspirators, Łódź @ Atlas Arena, 20.11.2015.


CYLINDRY Z GŁÓW

Łódź. Niedługo na informację, że mam jechać na koncert do tego miasta zacznę reagować nerwowym drżeniem rąk. Po mega-korku na autostradzie w drodze na Aerosmith i pękniętej oponie w drodze na Deep Purple, tym razem doszła nagła potrzeba zmiany środka lokomocji. Przez niespodziewane roboty drogowe na drodze dojazdowej spóźniłem się (nieznacznie, ale jednak) na zbiórkę autokaru, przez co bus odjechał beze mnie i już na pierwszym etapie podróży musiałem szukać alternatywy. Na szczęście z Warszawy do Łodzi nie jest daleko więc biegiem pognałem na Dworzec Centralny, gdzie już pół godziny później siedziałem w wagonie pociągu podążającego w kierunku stacji "Łódź Kaliska". 

W sumie mi się to opłacało bo do miasta Włókniarzy dotarłem wcześniej niż autokar, dzięki czemu złapałem się telefonicznie z kierowcą i zostawiłem mu na drogę powrotną plecak z niepotrzebnymi gratami. Ponieważ do koncertu było jeszcze mnóstwo czasu udało mi się wreszcie spotkać z kilkoma osobami z forum GN'R, które znam od lat, a jakoś nigdy nie było okazji poznać się na żywo - Hubikiem, Rose84 i Nechebet. Za tropem Hubika idziemy do knajpki pogadać, umilając sobie rozmowy zimnym piwkiem. Jako, że w miłym towarzystwie czas szybko płynie, zbieramy się do Atlas Areny gdzie dołącza do nas Wojo i w takim składzie idziemy na płytę. 

Po zamachach na koncercie rockowym Eagles Of Death Metal w Paryżu, był lekki dreszczyk emocji czy jakiś dżihadysta nie będzie chciał nas wszystkich pozabijać, ale na szczęście nic złego się nie wydarzyło. Jednakże jak na podwyższone (???) środki bezpieczeństwa to kontrole widzów w porównaniu ze zwykłym piłkarskim meczem ligowym to kpina. Niedługo napiszę na ten temat dłuższy artykuł z konkretnymi przykładami co można bez problemu wnieść na koncert w Polsce i gdzie można wejść korzystając z nieuwagi (a raczej ignorancji) ochroniarzy. Temat-rzeka. 

Jako support występował zespół Raven Eye. Moje szybkie spostrzeżenie było takie, że grają podobnie do nieistniejącego już chyba zespołu Wolfmother. Panowie dali czadu. Gitarowe solówki - palce lizać. Warto im się przyjrzeć bliżej, zwłaszcza, że lada moment wydają swój debiutancki krążek. W trakcie występu supportu oddaliłem się na chwilę od naszej grupki, żeby złapać replikę Slashowego cylindra, które w tłum rzucały hostessy z Antyradia. Zawsze to jakaś dodatkowa pamiątka :) (Przyp. red. - Cylinder mam do dziś, co widać na poniższym obrazku)

 
 
Na Slasha i jego Konspiratorów nie trzeba było długo czekać. Punktualnie o 21 zaczęli od "You're A Lie", po czym szybko poprawili "Nightrainem" w trakcie którego wszystkie rozdane cylindry lecą w górę, a niektóre nawet na scenę. Na scenę lecą też polskie flagi, chyba w rekordowej ilości bo Myles i Todd co chwilę rozwieszali na wzmacniaczach płachty w biało-czerwonych kolorach. Przez częste koncertowanie muzycy wyrobili sobie już sporą markę w naszym kraju. Mimo to frekwencja raczej rozczarowała, bo trybuny i płyta były zapełnione może w 60%. Efekt częstego koncertowania i drogich biletów. Za to Ci co przyszli nie mieli czego żałować, bo to był znakomity koncert, chyba jego najlepszy występ w Polsce (porównywalny z Katowicami, ale tam był ten efekt nowości, świeżości i długiego wyczekiwania na koncert Kudłatego w PL). 

 Setlista bardzo podobna do tej sprzed roku w Krakowie. Z rzeczy niegranych wtedy pojawiły się "Standing In The Sun", "Wicked Stone" (szkoda, że nie "Stone Blind") i świetne "Bad Rain". Slash popisywał się rozbudowanymi solówkami. Tempa dotrzymywała mu również świetna tego dnia sekcja rytmiczna. Cały zespół gnał do przodu jak dobrze naoliwiona maszyna. Mnóstwo energii dodały publiczności Gunsowe klasyki w postaci "You Could Be Mine" i "Welcome To The Jungle". Zabrakło mi jednak kultowego "Double Talkin' Jive", które Slash grał dwa dni wcześniej w Budapeszcie. 

A Slash ze swoim nieśmiertelnym Les Paulem chwilami wyglądał jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki, szczególnie w momentach gdy grał solówkę. Absolutny popis dał podczas "Rocket Queen". Kilkunastominutowe solo w środku numeru zaczynające się od powolnego jakby nieśmiałego uderzania w struny aż po szaleńczo szybkie przebieranie palcami po gryfie gitary jakby wpadł w jakiś trans. Napędzany był przez perkusistę Brenta Fitza, który dotrzymał mu tempa do samego końca. Fascynujące! PS.Fitz był ubrany w t-shirt polskiego zespołu Chemia - to nie przypadek gdyż wystąpił on gościnnie na ich ostatniej płycie. Może za rok Chemia zagra jako support? 

Ważnym elementem koncertu był też kawałek "Starlight" w trakcie którego na całej hali wszyscy włączyli latarki w swoich telefonach wysyłając coś w rodzaju "światełka do nieba" do wszystkich ofiar zamachów terrorystycznych w Paryżu. Pomysł prosty a wyszło kapitalnie. Zachwycony Myles kilkukrotnie skwitował to krótkim acz treściwym "Wow!!!" oraz "Beautiful". 

Druga część koncertu to mocna promocja ostatniego krążka zespołu - "World On Fire", z którego pojawiły się m.in. poświęcony rzezi słoni w Afryce "Beneath The Savage Sun", energetyczny "The Dissident" (niestety bez intra w stylu country znanego z płyty) i dwa single "Bent To Fly" oraz wydłużony o dialog Mylesa z publicznością utwór tytułowy. Potem jeszcze "Anastacia" i przyszedł czas na wydarzenie o którym Ferdek Kiepski by powiedział, "że są rzeczy Panie Paździoch o których się fizjologom nie śniło"

Slash podszedł do mikrofonu i powiedział, że czas na gościa, którego utrzymywali dłuższy czas w tajemnicy. Do zaśpiewania "Sweet Child O' Mine" zaprosił polską gwiazdkę pop Dodę. Na hali zamiast radości z tego, że zaśpiewa ich rodaczka zapanowała konsternacja i gromkie "wypierdalaj". Sam kawałek Doda, ubrana w świecącą sukienkę, zaśpiewała przyzwoicie (lepiej niż Pan Axl Rose, który ostatnimi laty kaleczył tą piosenkę niemiłosiernie). Aczkolwiek mam mocno mieszane uczucia co do takiego gościa. Wiadomo, że Slash chciał się podlizać polskiej publiczności. Wiadomo, że Doda ma mocny, rockowy głos (co zresztą udowodniła w Łodzi), co ponoć zachwyciło zespół. Szkoda tylko, że nikt im nie powiedział, że polska piosenkarka cieszy się w naszym kraju złą sławą i po początkowym epizodzie w stricte rockowym bandzie Virgin, stała się synonimem cukierkowo-pudelkowego kiczu i jest bardziej znana z romansu z piłkarzem Radkiem Majdanem niż z nagrywania dobrej muzyki. Niedawno czytałem nawet z nią wywiad w którym otwarcie przyznała, że nie gra rocka bo na tym w Polsce nie zarobi tyle co na popie. Lepszym rozwiązaniem byłoby zaproszenie np. Eweliny Flinty, postaci która potrafiła porywać tłumy np. na Przystanku Woodstock. Ale był to wybór Slasha i należy to uszanować. W końcu w przeszłości nagrywał z gwiazdkami pop gorszymi niż Doda - np. Pauliną Rubio. A swoją drogą szkoda, że nie zostało zagrane "Beautiful Dangerous", można by było porównać Polkę do Fergie. 

Po tych niespodziewanych emocjach przyszedł czas na "Slithera" poprzedzonego intrem w postaci coveru zespołu Bad Company "Feels Like Makin Love" oraz "Paradise City" na bis. To było najlepsze "Paradise City" jakie słyszałem na żywo. Zagrane od serca, a nie na odbębnienie czasu zapisanego w kontrakcie z organizatorem jak to się często dzieje z numerami na bis. Ze specjalnych armatek w tłum poleciało konfetti ze Slashowym logo (że też chciało mu się zadbać nawet o taki szczegół). Dwie godziny zleciały zdecydowanie za szybko. Slash pożegnał się mówiąc, że wrócą za rok z nową płytą. Jak ta deklaracja się ma do plotek o ewentualnym reunionie Guns N' Roses, który ma nastąpić "na dniach"? Wydaje mi się bardziej wiarygodna niż wspólne koncertowanie Axla i Slasha. Poza ogromną kasą do zarobienia nie widzę żadnego argumentu, który by przemawiał za reaktywacją Gunsów w klasycznym składzie. 

Powrót do domu już bez przygód. Na koniec chciałbym podziękować za wspólnie spędzony czas Hubikowi, Rose84, Nechebet i Wojo. Fajnie było Was poznać i z Wami pogadać. Do następnego. 


Setlista:

00. Intro (Circus)
01. You're A Lie
02. Nightrain
03. Avalon
04. Standing In The Sun
05. Back From Cali
06. Wicked Stone
07. Bad Rain
08. You Could Be Mine
09. Doctor Alibi (Todd Kerns vocals)
10. Welcome To The Jungle (Todd Kerns vocals)
11. Beneath The Savage Sun
12. Starlight
13. The Dissident
14. Rocket Queen
15. Bent To Fly
16. World On Fire
17. Anastacia
18. Sweet Child O'Mine (w/ Doda on vocals)
19. Slither
 

Bisy:
20. Paradise City

Skład:
Myles Kennedy - wokal, gitara rytmiczna
Saul "Slash" Hudson - gitara prowadząca
Todd Kerns - gitara basowa
Frank Sidoris - gitara rytmiczna
Brent Fitz - perkusja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz