niedziela, 19 listopada 2023

Rival Sons @ Klub Stodoła, 05.11.2023.

 

MĘSKIE GRANIE
 
Złowieszcze przepowieści o końcu rock n' rolla po raz kolejny można odłożyć do lamusa i zamknąć dyskusję na ten temat - przynajmniej na jakiś czas. Rival Sons zawładnęli moim umysłem, muzycznymi emocjami i porwali mą duszę na niezwykłą rockową przygodę. Tak jak w poprzednich miesiącach zrobili to m.in. Royal Blood, Dirty Honey czy Volbeat. Wszystkie te zespoły mają jedną wspólną cechę - mają świetne piosenki, dają wspaniałe, angażujące koncerty, a mimo to nikt ich nie traktuje jako headlinerów.
 
Zespół ze słonecznej Kalifornii gościł w Polsce nie po raz pierwszy, tym razem promując nowy materiał w postaci dwóch wydanych w tym roku płyt "Darkfighter" i "Lightbringer". Mi w głowie został przede wszystkim krążek "Feral Roots" (nr 1 w moim rankingu płyt za 2019) z genialną piosenką tytułową. Nowe kawałki też są godne uwagi, dlatego postanowiłem sprawdzić, co zespół prezentuje sobą na żywo.

W ramach przygotowań do koncertu, zapoznałem się pobieżnie z całą dyskografią Rival Sons i kilka piosenek od razu dodałem do swoich playlist, ale oczywiście nie wszystko co mi się spodobało usłyszałem w Warszawie. Koncert nie miał supportu, co było dosyć dziwne przy zagranicznej gwieździe wieczoru, natomiast w niczym to nie przeszkodziło, żeby wypchać klub po brzegi.

Rival Sons weszli na scenę punktualnie i rozpoczęli od kawałka "Mirrors", z nowej płyty "Darkfighter". Od początku dało się usłyszeć doskonałe brzmienie i niezwykłe umiejętności Scotta Holidaya - gitarzysta z niezwykłą wprawą przerzucał się między gitarą elektryczną, akustyczną i paletą z efektami. Jak się na koniec okazało instrumentów miał ze sobą kilkanaście, a każde z "wioseł" miało swoje charakterystyczne brzmienie. Drugi utwór to "Do Your Worst", po czym nastąpiło niezwykle ekspresyjne wykonanie "Electric Man", które porwało publiczność do tańca i dzikich pląsów. Wokalista Jay Buchanan, skromnie podziękował po polsku, po czym wspominał pierwszy koncert Rival Sons w małym warszawskim klubie (dla ciekawskich, zapewne chodzi o ten występ z 2012 roku w Hydrozagadce).


Zespół przyjechał głównie po to, żeby promować nowe albumy, stąd zagrali kolejno - spokojne "Rapture" i rozbudowane "Darkfighter" - podczas którego raz kolejny zrobiło się magicznie i nastrojowo. Oszczędność użytych dźwięków w zwrotkach pomieszana z agresywnym pierdolnięciem w refrenie. Piosenka rozciągnęła się do dobrych 10 minut, podczas których można było tylko stać i podziwiać - właśnie po to są występy na żywo, żeby wyciągnąć prawdziwą esencję zespołu i konkretnego kawałka - "Darkfighter" na płycie w zasadzie niczym mnie nie zaciekawił, ale teraz na pewno spojrzę na niego pod innym kątem.

Jeśli przez chwilę zrobiło się zbyt nostalgicznie to "Open My Eyes" dodał fanom sporo wigoru. I to będzie numer, który po koncercie stanie się jednym z moich ulubionych. Potem krótkie solo perkusyjne w wykonaniu niejakiego Mike'a Mileya, który chwilami przypominał Zwierzaka z Muppetów, ale oczywiście jedynie w ramach pozytywnych skojarzeń.

A teraz uwaga ciekawostka - wokalista Rival Sons wystąpił na bosaka (co z mojej perspektywy było widoczne dopiero na nagraniach). Należy wątpić, czy inspirował się polską gwiazdką pop Sanah, ale jest to zdecydowanie fakt godny odnotowania, bo wcale nie zdarza się często. Swoją drogą chłop ma przepotężny głos okraszony charakterystyczną chrypką - kobiece serca zjadł od razu, zwłaszcza, że posturą i wyglądem przypomina młodego Roberta Planta.

A ze sceny znów płynęły świetne kawałki - bluesowe "Torture", po zakończeniu którego fani jeszcze długo śpiewali a capella, melodyjne "Pressure And Time" i mocne "Guillotine". Znów solówkami zachwycał Buchanan, który co godne podziwu grał zarówno partie solowe jak i rytmiczne - niezwykły muzyk.

Moment na który czekałem szczególnie, czyli "Feral Roots" absolutnie nie rozczarował - jak dla mnie to w ogóle jeden z lepszych kawałków w całej historii rocka, a już na pewno top5 utworów w XXI wieku. Buchanan na dwugryfowej gitarze, niczym najwięksi gitarzyści w historii (Page w "Stairway To Heavem" czy Slash w "Knockin' On Heavens Door"), przeprowadził zespół przez poszczególne partie utworu i zwieńczył dzieło cudownym solowym popisem. W odniesieniu do tytułu ich największego hitu, Rival Sons zdecydowanie przywracają "dzikie korzenie" rock n' rolla, z ogromnym szacunkiem traktując dorobek pokoleń genialnych muzyków i dodając do tego szczyptę własnego kalifornijskiego charakteru. Szóstka z plusem.

Orientalna końcówka "Feral Roots" wprowadziła publiczność w trans, z którego wyrwał ją kolejny kawałek, czyli rockowa petarda w postaci "Nobody Wants To Die" (zaczynana na dwa razy, bo ktoś w tłumie zemdlał i potrzebował pomocy medycznej). Dalej trochę nudne "Darkside" i  optymistyczne "Bright Light" - obydwa z nowych krążków. Kolejne "Face Of Light" zapowiedziane jako piosenka dla najbliższych, którzy pomogli wokaliście Sonsów (nie mylić ze Stonesami) w życiu, a tuż po niej Holiday miał swoje 5 minut na gitarowe solo.

Krótka przerwa, po której na scenę wyszedł sam Buchanan z gitarą akustyczną. Chłopak z gitarą przedstawił przepiękną muzyczną opowieść z przesłaniem o sile miłości, czyli "Shooting Stars". Kawałek, który na płycie występuje w wersji z chórem gospel, tu został pokazany jako surowa piosenka, odarta ze wszystkich warstw, poza ekspresją wokalisty. Niezwykle wzruszające wykonanie zakończone kolejnym chóralnym śpiewaniem całej sali i kolejny dowód na siłę muzyki na żywo, możliwości improwizowania i interpretacji zgodnie z aktualnym przesłaniem artysty. Zmierzając do końca, Rival Sons zagrali jeszcze "Mosaic" i "Keep On Swinging" na wielki finał. 

Tak jak nie było supportu, tak samo nie było bisów. Dwie godziny czystej rockowej uczty, która nie potrzebuje dodatków i wielkich stadionów, żeby brzmieć doskonale i jeszcze na długo po koncercie wybrzmiewać w uszach. Dużo testosteronu i innych męskich pierwiastków unosiło się tego wieczoru w Stodole. Jeśli jeszcze nie znaliście Rival Sons, to zapiszcie tą nazwę WIELKIMI LITERAMI.


Setlista:

01. Mirrors
02. Do Your Worst
03. Electric Man
04. Rapture
05. Darkfighter
06. Open My Eyes
07. Torture
08. Pressure And Time
09. Guillotine
10. Feral Roots
11. Nobody Wants To Die
12. Darkside
13. Bright Light
14. Face Of Light
15. Shooting Stars
16. Mosaic
17. Keep On Swinging

Skład:
Jay Buchanan - wokal, gitara akustyczna
Scott Holiday - gitara elektryczna
Dave Beste - gitara basowa
Mike Miley - perkusja
Todd Ögren - instrumenty klawiszowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz