BUDOWANIE TRADYCJI
"Ale kiedy spadnie pierwszy śnieg i zamrozi nasze myśli", tak śpiewa Muniek w "Motorniczym". Proroczo bo w Warszawie właśnie 19 listopada spadł pierwszy w tym roku śnieg i to nie pierwszy raz w historii kiedy początek zimy wyznacza koncert T.Love w Stodole. A jeśli tradycji miało stać się zadość to ja również musiałem się pojawić tego jesiennego wieczoru na warszawskim Mokotowie. Co ważne po raz drugi w powiększonym 3-osobowym składzie, bo obok mojej wiernej towarzyszki-żony dołączył do nas syn. Budujemy nową świecką tradycję, co nie ukrywam bardzo nam się podoba.
Kolejną tradycją związaną z jesiennymi koncertami T.Love jest udział gości specjalnych. Różnie z tym bywało w przeszłości, bo były występy niezapomniane (np. Kora w 2009 czy Kazik w 2011) ale większość odbębniała na scenie swoje 4 minuty i rozwalała w ten sposób płynność koncertu. Na ten rok zespół zapowiedział gościnny udział Pablopavo i Organka - obydwaj już w Stodole gościli i przynajmniej ten pierwszy dał od siebie coś ekstra, bo wparował parę lat temu na scenę przy "I Love You" i zaczął rapować, co stanowiło całkiem miłą odmianę.
Ale mamy rok 2022 i spontanu po T.Love nikt się już nie spodziewa tylko raczej solidnego rockowego rzemiosła. I kto nie nastawiał się na fajerwerki na pewno mógł wyjść z klubu zadowolony. Muzycznie jak zwykle top, a dodatkowo zespół zmienił trochę setlistę w porównaniu do koncertu z maja 2022, dzięki czemu można było usłyszeć np. dawno nie słyszane "Chłopaki Nie Płaczą" czy "Dzikość Serca".
Najmłodszy uczestnik naszej wyprawy w tych emocjach spowodowanych pierwszą wizytą w Stodole, założył dwa różne buty, co zauważył dopiero na miejscu. Ale nie popsuło mu to humoru. Prosił tylko, żeby nie publikować zdjęć 😉 Całą ekipą zajęliśmy miejsca na balkonie, żeby młody miał szansę coś zobaczyć.
Supporty tradycyjnie już odpuściliśmy - i tak mamy mało czasu na rozrywkę, wyciskamy więc maksa z tego co jest nam dane. T.Love rozpoczęli zgodnie z harmonogramem, tym razem od piosenki "Deszcz" z ostatniego albumu "Hau, Hau" - jest to jednocześnie najnowszy singiel z tej płyty. Moim zdaniem niezbyt udany numer, ale to pewnie kwestia gustu. Dalej zespół odpalił "Chłopaki Nie Płaczą" a zaraz potem świetne "Na bruku". Już na tym etapie koncertu dało się zauważyć o wiele lepsze zgranie chłopaków ze sobą niż w maju i czerwcu br. Dopracowane aranżacje i brak pomyłek. O to chodzi. Lecimy dalej!
Tytułowe "Hau, Hau", przynajmniej na balkonie wywołało euforię bo to ulubiony kawałek mojego syna. Zaraz potem "Motorniczy" z gościnnym udziałem Pablopavo, tym razem bez jakiegoś większego zachwytu. Dalsze w kolejce "1996", "Wychowanie" i "Banalny" to klasyczne szlagiery (jakby to powiedział dr Kidler w serialu "Daleko od Noszy") zespołu, których nie mogło zabraknąć. Po tym nastąpił powrót do najnowszej twórczości T.Love - "Pochodnia". I tu dopiero przydałby się gość w postaci współautorki piosenki, czyli Kasi Sienkiewicz. Mam nadzieję, że kiedyś zespół Kasię zaprosi, bo jej partie wokalne śpiewane przez Muńka brzmią dosyć dziwnie.
"Gnijący Świat" nie należy do moich ulubionych kawałków więc przeleciał bardzo szybko. Z kolei cieszy mnie, że "Lucy Phere" został zagrany jak za dawnych lat, bez niepotrzebnych udziwnień aranżacyjnych, którymi zespół bawił się jeszcze w maju. Następnie zespół zagrał "Dzikość Serca", numer z płyty "King" i szczerze mówiąc nie przypominam sobie, żebym słyszał ten kawałek na żywo kiedykolwiek wcześniej (edit - był dwa razy w 2012 na 30-lecie zespołu). Nam z żoną akurat dobrze się kojarzy bo posłużył jako ścieżka dźwiękowa pod jeden z elementów naszego wesela.
Muniek i spółka kontynuowali ogrywanie kawałków z płyty "Hau, Hau" - pojawiły się kolejno "Ponura Żniwiarka" oraz "Trzy Czwarte". Do kompletu najlepszych numerów zabrakło jeszcze "Tutto Bene". Dalej następny evergreen z repertuaru zespołu, czyli "Bóg", po czym w "Autobusach i Tramwajach" pojawił się drugi gość Tomasz Organek. Super wykonanie, pełne energii. Na fali rozbujanego tłumu, otrzymaliśmy dawno nie słyszane "IV L.O.".
Do końca setu już tylko same hity: "Ajrisz", "King", "Nie, Nie, Nie" (tu też mogłaby się pojawić Kasia Sienkiewicz, która z Kwiatem Jabłoni gra swoją wersję tej piosenki" - jakby co to pierwszy podsunąłem ten pomysł 😏) oraz "Potrzebuję Wczoraj". Na bis "I Love You" oraz "Warszawa".
1h 40min minęło strasznie szybko, aż by się chciało, żeby chłopaki grali bez końca. Świetnie przecież pasowało by odegranie "Pola Garncarza", jakże aktualnego w obecnej sytuacji za wschodnią granicą. Może następnym razem.
Pełni wrażeń i pozytywnego vibe'u wróciliśmy z młodym do domu. Kolejne koncerty z synem już pewnie na wiosnę, tymczasem mnie czekały jeszcze dwie samotne wyprawy ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz