PARADISE CITY
6 długich lat czekali fani w Polsce na drugi występ Guns N’ Roses w naszym kraju. Nie pomagały petycje, prośby, listy, maile itd. Agencje koncertowe pozostawały niewzruszone na błagania fanów. Aż w końcu znaleźli się odważni na ściągnięcie Axla i spółki. W tym miejscu oprócz organizatora trzeba podziękować prezydentowi Rybnika – Adamowi Fudaliemu (zmarł w 2018 roku - przyp. red.), bez którego determinacji i miłości do muzyki rockowej koncert GN’R nie byłby możliwy.
Koncert został ogłoszony w lutym – od tego momentu trwały zaawansowane przygotowania koordynowane przez forum NTS-u. Wybór akcji poprzedziły burzliwe dyskusje. Ostatecznie wybór padł na białe i czerwone róże, które miały zasypać scenę (Filmik promocyjny) oraz ogromną flagę z napisem „Welcome back to Poland” (Foto flagi). Poza tym były wywiady w radiu, prasie i dla portali internetowych oraz kilka pomniejszych akcji, które miały przypominać o koncercie i akcjach z nim związanych. Wykonaliśmy wspólnie kawał ogromnej pracy i za to podziękowania dla wszystkich zaangażowanych z ekipy NTS.
PS. Całkiem medialne Nam się zrobiło to forum. Sami celebryci :D Czyżby następny zlot był w strefie VIP?
Supporty nie zachwyciły, może poza Złymi Psami, które wystąpiły wzmocnione aktorem Tomkiem Karolakiem i naprawdę to mocne granie mogło się podobać. Zespół Andrzeja Nowaka skończył ok. 20:40. Planowo Gunsi mieli wyjść na scenę ok. 21, ale każdy, kto trochę śledził ich ostatnie trasy wie, że opóźnienie jest niejako wpisane w umowę z organizatorem. Trwały więc szybkie zakłady o której zjawi się Axl, gdyż wiadomo, że tylko na lidera zespołu wszyscy czekają. Pozostali muzycy w Rybniku pojawili się wcześniej i od czasu do czasu przechadzali się za sceną – na pewno byli Frank Ferrer i Jarmo – członek ekipy Axla. Pojawiły się też ploty, że organizator wysłał po Axla samochód już o 17, ale Rose był zbyt pijany, żeby pojawić się tak wcześnie. Jak zobaczyłem Franka stwierdziłem, że zaraz zaczną czym poderwałem wylegujących się na trawce – ale to był fałszywy alarm – od tamtej pory minęła jeszcze godzina. To czekanie było cholernie męczące, 2,5 godziny robienia ludziom nadziei, że po każdej kolejnej puszczanej z głośników piosence nagle zgasną światła i się zacznie. W tym czasie na scenę lecą butelki i jakieś inne przedmioty, ludzie wkurwieni, wyklinali Axla od Żydów itp. My staraliśmy się zachować spokój, ale łatwo nie było. W końcu parę minut po 23 zaczęło się poruszenie przy garderobie Axla, pojawia się też info, że coś przyjechało za scenę i że może to być Axl :P Jakiś facet w niebieskiej koszuli dał znak, że można zaczynać. I rzeczywiście po 5 minutach gasną światła i z taśmy leci intro „Splitting The Atom”.
W tym momencie zapomniałem o tym, że mnie bolą nogi i że muszę do Toi-Toia ;) Chwilę po intro rozświetlają się telebimy pokazujące rozkrzyczane postacie i logo GN’R. Chwila niedowierzania, przez głowę przeszła szybka myśl „O kurwa, to się dzieje naprawdę !!!”. Na podest wchodzi Ashba, pierwszy riff, jedziemy ! Nie wiem czy jest lepszy numer na rozpoczęcie koncertu niż „Chinese Democracy” – bębny, gitara, pirotechnika, róże fruną na scenę, majacząca w ciemnościach postać Axla – rockowe pierdolnięcie pełną gębą. Nikt nie stoi wszyscy skaczą i się drą w niebogłosy :) Chwilę potem „Welcome To The Jungle” – You know where You Are? You’re In a jungle baby! You’re gonna die!!! Teraz to już czyste szaleństwo pod sceną. I kogo w tym momencie obchodziło ile Axl się spóźnił???
Zaraz potem kolejne kawałki z najgenialniejszej płyty pod słońcem, czyli z „Apetite For Destruction” – „It’s So Easy” i „Mr Brownstone” oraz chwila wytchnienia przy „Sorry”. Axl wokalnie naprawdę świetnie, pierwszy problem miał przy „Rocket Queen”, potem miał jeszcze problemy przy „Street Of Dreams”, gdzie brzmiał jak słynna już Myszka Miki, jak go określali niektórzy fani – ale on się tym nie przejmuje, jest pewny swojej charyzmy i klasy. Odpowiedzią na krytykę była koszulką z Myszką Miki, którą założył w dalszej części koncertu. Ale pozostałe kawałki wokalnie naprawdę dawał radę, nie fałszował i nie piszczał, czego się mocno obawiałem.
A po “Rocket Queen” najpiękniejszy moment tej nocy. „Estranged”. Co tu dużo mówić, ciarki na plecach, niesamowite uczucie, cudowna piosenka. Oczywiście darłem się jaki dziki i cały czas śpiewałem razem z Axlem. Kolejne kawałki to już takie podświadome oczekiwanie na rozwinięcie flagi. W „Live And Let Die” kolejne popisy pirotechniczne – miazga. I w końcu „This I Love”, pierwsze takty, wielka flaga z napisem „Welcome Back To Poland” idzie nad głowy pierwszych rzędów. Stałem gdzieś tak ze 3 metry za flagą i widziałem reakcję zespołu. Axl od razu zawołał fotografkę, żeby szybko robiła zdjęcia. Bumblefoot z kolei stojąc na podeście obok perkusji bił pokłony fanom. Widać, że się podobało i że ich trochę tym zaskoczyliśmy. Axl przed kolejnym kawałkiem powiedział krótkie „Thank You”. Szkoda, że tylko tyle. Bo właśnie jeśli mi czegoś brakowało w porównaniu z koncertem w Warszawie to tych Axlowych gadek z których słynie. Na scenę dofrunęły również dwie małe polskie flagi, ale kierownik się nimi nie owijał jak 6 lat temu, tylko złapał i odłożył na bok.
Ależ ten czas leciał. Ani się człowiek obejrzał a tu już godzina za Nami. Pomiędzy piosenkami praktycznie każdy z muzyków miał swój popis solowy. Najlepsze było chyba „Mi Amor” (czemu nie „Ballad Of Death”??) Ashby jako wstęp do „Sweet Child O’ Mine”, najgorszy Stinson, który nie śpiewał tylko się darł – to było słabiutkie. Świetny był też Dizzy i jego „Baba O’ Riley” na fortepianie. A Axl dawał radę nawet w tych kawałkach w których wcześniej mu nie szło, czyli „You Could Be Mine” i „Sweet Child O’ Mine” – oba wyszły genialnie, tak jak powinny brzmieć zawsze. W międzyczasie przez głowę mi przeszła myśl, że wyrzucili z setu „Used To Love Her” i „Shacklera”, ale uspokajałem się tym, że może dzięki temu bisy będą dłuższe. A potem było już hitowo do samego końca. Świetne „November Rain” z intro „Another Brick In The Wall” Floydów, które zrobiło piękny klimat. Ach ile wspomnień mam z tym numerem. Cudo !!! Szkoda, że było tak mało zapalniczek. I znów piro (wulkany) na koniec. To jest rock n’ roll !!
„Glad To Be Here” Bumblefoota w sumie takie sobie wg mnie, ale potem zaskoczył zagraniem „Impromptu Fantasie” Chopina. Nata wyprosiłaś w „Teraz Rocku” :) Chociaż my z Witkiem mieliśmy wątpliwości czy to Chopin. Ale tak to jest jak się nie zna muzyki klasycznej ;) Dotychczas moja jedyna styczność z Chopinem to ta: KLIK :P Zaraz potem „Don’t Cry” z refrenem odśpiewanym tylko przy samym akompaniamencie gitary – wyszło super, wszyscy śpiewali – nie było lipy jak mawia klasyk :) Dopiero potem dołączył Axl w białej marynareczce i białym kapelusiku. „Civil War” również genialne, mogliby dodać jakieś wybuchy, w końcu to wojenny protest song, mający porównanie chyba tylko z „One” Metalliki. „Knockin’ …” się ciągnęło wg mnie za długo, chociaż jak Axlu ryknął na koniec to miałem dreszcze. Jemu też chyba się podobało jak śpiewaliśmy. I rozkręcił się na koniec w „Nightrain”, trochę pobiegał w końcu po scenie zamiast chodzić. „Nightrain” bardzo energetyczne z popisami Ashby i Bumblefoota.
Jak na bisy pojawili się Fortus i Bumblefoot z gitarkami akustycznymi to już wiedziałem, że będzie „Patience”, kolejny cudowny moment. Całość zakończyło „Paradise City” z konfetti, wybuchami, gwizdkiem i mikrofonem rzuconym w publiczność. Do złapania mikrofonu zabrakło ze 3 metrów. Axl na koniec podziękował i mówił coś o "great rowdy audience" :) Szkoda, że nie zagrali dłużej, np. „Madagascar”, „Dead Flowers” czy „Riff Raff” ale i tak koncert trwał prawie 3 godziny. Najlepsze koncertowe 3 godziny w życiu. Nieważne czekanie, nieważne zmęczenie. Było ZAJEBIŚCIE GENIALNIE !!!!
Axl to wciąż największy kawał chuja w świecie rocka, ale dobrze, niech już taki pozostanie, bo wciąż jest jednocześnie najlepszym frontmanem. Bez jego fochów, spóźniania się nie byłoby legendy Guns N’ Roses a on sam nie byłby tak genialny. A komu przed koncertem brakowało starego składu, to po Rybniku musi przyznać, że ten zespół jest świetny muzycznie i potrafi porwać publiczność. Teraz czas na nową płytę. Niech Ashba i Bumblefoot się w końcu wykażą również w studiu.
Po koncercie miało być after party, ale nie mieliśmy siły żeby zostać dłużej. Była prawie 3 rano jak wyjeżdżaliśmy z Rybnika. Gdzieś pod Częstochową zatrzymaliśmy się na drzemkę bo po drodze oczy się już zamykały. W drodze powrotnej to marny był ze mnie towarzysz podróży. Iza szacun, że miałaś siłę kierować z powrotem, bo ja miałem ochotę zasnąć na stojąco. I dzięki za wspaniałe towarzystwo przez całą podróż – super, że się podobało.
Miejsce: Stadion Mosir (Rybnik, Polska)
Support: Bloo, Symetria, Chemia, Złe Psy + Tomek Karolak
Godzina rozpoczęcia: 23:30
Godzina zakończenia: 2:10
Setlista:
00 - Intro (Splitting The Atom)
01 - Chinese Democracy
02 - Welcome To The Jungle
03 - It's So Easy
04 - Mr Brownstone
05 - Sorry
06 - Rocket Queen
07 - Estranged
08 - Richard Fortus Guitar Solo
09 - Live And Let Die (Paul Mc Cartney & The Wings cover)
10 - This I Love
11 - Better
12 - Motivation (Tommy Stinson Solo)
13 - Dizzy Reed Piano Solo (Baba O' Riley)
14 - Street Of Dreams
15 - You Could Be Mine
16 - DJ Ashba Guitar Solo (Mi Amor)
17 - Sweet Child O' Mine
18 - Jam / Another Brick In The Wall Part 2 (Pink Floyd cover)
19 - Axl Piano Solo (Someone Saved My Life Tonight / Goodbye Yellow Brick Road)
20 - November Rain
21 - Glad To Be Here + Bumblefoot Solo (Impromtu Chopin Fantasie)
22 - Don't Cry
23 - Civil War
24 - Knockin' On Heavens Door (Bob Dylan cover)
25 - Jam / Nightrain
Bisy:
26 - Jam / Patience
27 - Jam / Paradise City
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz