środa, 17 stycznia 2018

T.Love - Warszawa @ Stodoła, 29.12.2017.


"NIECH TA CHWILA TRWA, NIECH ONA DZIEJE, DZIEJE SIĘ"

Po raz ostatni, przynajmniej na jakiś czas T.Love wystąpiło w warszawskiej Stodole. Pożegnanie wypadło niezwykle okazale, byli znamienici goście, profesjonalna zapowiedź, świetna setlista, a zespół był w wybornej formie. Niby wszystko było OK, ale na koniec zrobiło mi się po prostu cholernie smutno. Świadomość, że ten rozbrat ze sceną zapowiadany przez Muńka, może być trwały i ostateczny wywołuje we mnie cholerną bezsilność. Po co? Dlaczego? Przecież wiele zespołów starszych i z jeszcze większym stażem scenicznym radzi sobie znakomicie. Na chwilę obecną nie są znane prawdziwe przyczyny zakończenia działalności zespołu, te poznamy pewnie z czasem. Należy uszanować decyzję Muńka, ale pogodzić się z nią nie zamierzam.

 
Ten koncert był wyjątkowy także z innego powodu. Po raz pierwszy w Stodole kupiliśmy z żoną bilety na balkon, żeby nie musieć się przepychać łokciami z nachmielonymi facetami, dla których nie ma różnicy co to akurat za impreza, ale ważne, że dobrze daje w palnik. Na balkonie spodziewaliśmy się kulturalniejszego towarzystwa i trochę spokoju podczas koncertowej zabawy. Niestety, okazało się że "klient w krawacie" wcale nie jest "mniej awanturujący się", a wręcz przeciwnie. O mało co nie doszło do rękoczynów gdy pewnemu panu i jego damulce zaczęło przeszkadzać, że oglądamy koncert na stojąco. Moja odpowiedź, że przecież na bilecie nie ma informacji, że to miejsca siedzące nie zyskała jego akceptacji i zaczął mnie szarpać i wygrażać pięścią - a miało być tak pięknie. Na szczęście za chwilę emocje opadły, gdy moja małżonka znalazła kawałek miejsca, gdzie mogliśmy się bawić w spokoju i nikomu nie zasłaniać widoku. Spoglądałem potem co jakiś czas na jegomościa-agresora - nie raczył się podnieść z krzesełka przez całe 2 godziny występu. Cóż na drugi raz wybiorę inne miejsca, żeby cieszyć się koncertem tak jak ja chcę, a nie tak jak się komuś podoba.


Tuż przed występem na scenie pojawił się Piotr Metz z radiowej Trójki. Zapowiedź była krótka ale pełna konkretów. Najważniejszą informacją było potwierdzenie krążącej od paru dni plotki o tym, że w czerwcu na Stadionie Narodowym w Warszawie pojawią się Rolling Stonesi. Redaktor Metz gorąco namawiał, żeby Muniek wziął pod uwagę możliwość reaktywowania T.Love jako support przed ekipą Jaggera i Richardsa. Wokalista nie odniósł się jednak w żaden sposób do tej propozycji. 

Show zaczął się tak jak listopadowy koncert T.Love w tej samej sali - od wykonania "Loco" i "Pielgrzyma". Zaraz potem zespół odpalił rozkołysane "1996" i "Italię". Wielkim zaskoczeniem była fryzura Janka Pęczaka, a właściwie jej brak - gitarzysta zgolił swoje długo pielęgnowane dredy i teraz jest łysy. Jestem ciekaw przyczyn takiej zamiany. Z koeli Muniek od początku miał problem z chrypą (choroba? przepicie? :D), którą "rozśpiewał" dopiero po dobrych kilkudziesięciu minutach.

Po dynamicznym wykonaniu "Jazzu Nad Wisłą", na scenie pojawił się pierwszy z gości - lider zespołu TSA - Marek Piekarczyk. Zawsze miałem go za energicznego gościa z wielkim powerem, a tu pokazał się starszy siwy Pan ledwo co podrygujący w takt "Gnijącego Świata". Trochę też żenujące, że nie był w stanie nauczyć się dwóch piosenek i musiał się wspomagać tekstem wyświetlanym na prompterze. Zdecydowanie lepiej wypadło wykonanie "Pocisku Miłości" - tu pan Marek miał okazję być w swoim żywiole - jak ryknął to aż pojawiła mi się gęsia skórka, zaczął skakać i wywijać niczym nastolatek - istny wulkan energii z wielką mocą w głosie. Koniec końców nie wiem co o nim myśleć - bo w ciągu 10 minut pokazał się w dwóch tak różnych obliczach, że mam mętlik w głowie. Muszę się chyba wybrać na koncert TSA, żeby ostatecznie wyrobić sobie zdanie.


Następnie zespół z rąk przedstawiciela wytwórni otrzymał złotą płytę za ostatni krążek zatytułowany "T.Love". Muszę przyznać, że z perspektywy roku ten album wydaje mi się o wiele lepszy i bardziej dojrzały niż w momencie debiutu. A już riff do "Pielgrzyma" to mistrzostwo świata.  Mniejsza o to - koncert się rozpędzał. Na deski Stodoły wjechały m.in. "Na Bruku", "Motorniczy".  Tuż przed znaną z listopadowego występu częścią akustyczną Muniek przekazał informację, że klawiszowcowi zespołu Michałowi Mareckiemu dopiero co urodziło się dziecko - moje serdeczne gratulacje! A w zestawie akustycznym pograli trochę utworów z nagrodzonej płyty  w tym "Siedem" i "Blada". Potem zaskoczenie w postaci dawno nie wykonywanej "Dzikości Serca". I cały zestaw piosenek jeszcze z lat 80. - "Karuzela",  "IV L.O." oraz wykonane z udziałem Andrzeja Zeńczewskiego (gitarzysty ze starego składu T.Love Alternative) - "Wychowanie" i "Garaż".


Dalej kolejna niespodzianka - "Jazda". Fajnie, że na sam koniec odkurzyli kilka starych dobrych kawałków. Następny gość - Michał Kowalonek z Myslovitz wykonał z Muńkiem utwór "Bóg". Dobry mocny głos. Za krótko był na scenie, żeby powiedzieć coś więcej. Żeby podtrzymać tempo T.Love zagrali kolejno "Kinga", "Chłopaki Nie Płaczą" i "Ajrisz".


Ostatni gość - Tomasz Organek. Mega gość, pełny rockandrollowej pasji, z mnóstwem bijącej od niego pozytywnej energii. "Zjadł" scenę na dzień dobry i skradł serca widowni podczas dwóch kawałków w których się pojawił. "Autobusy i Tramwaje" z przytupem oraz rozbudowana wersja "Glorii" porwały tłum do szaleńczej zabawy. Od czasów Kazika nie widziałem na koncertach T.Love w Stodole kogoś kto by został odebrany tak pozytywnie i tak chętnie zaakceptowany przez tilavową publiczność. Na koniec miałem nadzieję, że zaśpiewa jeszcze swój hicior "Missisipi W Ogniu" ale się nie doczekałem. Klawy fragment koncertu. Przykład Organka pokazuje, że nadal są muzycy pełni temperamentu do porywania tłumów swoją grą. Szkoda, że w młodym pokoleniu jest ich tak mało. Życzę Panu Tomkowi, żeby miał odwagę nagrywać płyty po swojemu, a nie to co mu każe wytwórnia i co będą puszczać w radio, bo to nie ma znaczenia jeśli chce się tworzyć dobrą muzykę.


Na koniec setu podstawowego T.Love zagrało "Nie, Nie, Nie" oraz "Potrzebuję Wczoraj". Bisy tradycyjnie zaczęły się od "Lucy Phere". Potem była "Stokrotka" z jakże pasującym fragmentem tekstu, który pozwoliłem sobie wykorzystać jako tytuł relacji - "niech ta chwila trwa, niech ona dzieje, dzieje się". Gdzieś w myślach każdy przedłużał zakończenie koncertu i moment kiedy z T.Love przyjdzie się pożegnać. Ten nieuchronny moment nastąpił chwilę później. Muniek zapowiedział, że żegnają się najważniejszym dla nich numerem czyli "Warszawą". Zeszli ze sceny na własnych zasadach - przy pełnej sali, w ukochanym mieście, w ukochanym klubie, przy dźwiękach największego przeboju. Dla każdego artysty taki obraz to zapewne spełnienie marzeń o udanej karierze. Ta ostatnia "Warszawa" zabrzmiała naprawdę wyjątkowo, bo miała podtekst końca czegoś pięknego.


Czy kiedyś wrócą? Nie mam takiej pewności. Cały koncert brzmiał jak ostateczne pożegnanie. Nikt z członków zespołu nie odpowiadał na zaczepki słowne, czy to Piotra Metza czy pana z wytwórni wręczającego złotą płytę. W końcu Muniek nie zareagował też na wielki transparent nad głowami tłumu, który brzmiał "Dzięki T.Love za 35 lat". Jakby nikt się nie chciał tłumaczyć z raz podjętej decyzji i składać pustych obietnic, że a może kiedyś, gdzieś, w pewnych okolicznościach ... Mam nadzieję, że zmienią decyzję i wrócą na scenę jak najszybciej, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. To koniec pewnej epoki - dla mnie szczególnej bo to zespół, któremu towarzyszyłem w Stodole regularnie od 9 lat i był dla mnie najważniejszy jeśli chodzi o krajowe podwórko. Niebawem poświęcę im osobny tekst, żeby "rozliczyć" się z tych 9 lat i kilkudziesięciu koncertów. Muniek i spółka - dzięki za wszystko!

T.Love + goście
29 grudnia 2017 - Warszawa, Polska @ Klub Stodoła
 
Setlista:
01. Loco
02. Pielgrzym
03. 1996
04. Italia
05. Jazz Nad Wisłą
06. Gnijący Świat (gościnnie Marek Piekarczyk)
07. Pocisk Miłości (gościnnie Marek Piekarczyk)
08. Na Bruku
09. Motorniczy
10. Modlitwa
11. Siedem (akustycznie)
12. Banalny (akustycznie)
13. Blada (akustycznie)
14. Polityka Kulturalna (Pudelsi cover)
15. Dzikość Serca
16. Karuzela
17. IV L.O.
18. Wychowanie (gościnnie Andrzej Zeńczewski)
19. Garaż (gościnnie Andrzej Zeńczewski)
20. Jazda
21. I Love You
22. Bóg (gościnnie Michał Kowalonek)
23. King
24. Chłopaki Nie Płaczą
25. Ajrisz
26. Autobusy I Tramwaje (gościnnie Tomasz Organek)
27. Gloria (gościnnie Tomasz Organek)
28. Nie, Nie, Nie
29. Potrzebuję Wczoraj
Bisy:
30. Lucy Phere
31. Stokrotka
32. Warszawa

Skład:
Muniek Staszczyk - wokal
Jan Pęczak - gitara
Maciej Majchrzak - gitara
Paweł Nazimek - gitara basowa, gitara akustyczna
Sydney Polak - perkusja, przeszkadzajki
Michał Marecki - klawisze, akordeon
Tom Pierzchalski - saksofon

gościnnie wystąpili:
Tomasz Bielecki - harmonijka ustna
Marek Piekarczyk (TSA) - wokal
Andrzej Zeńczewski (ex- T.Love Alternative) - gitara
Michał Kowalonek (Myslovitz) - wokal
Tomasz Organek (Organek) - wokal, gitara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz